piątek, 23 listopada 2012

Chocolate Love~ Part 1



Niepewnie otworzyłem oczy, powoli przyzwyczajając się do licznych promieni słońca wpadających do pokoju przez niezasłonięte żaluzją okno. Nie minęła chwila kiedy drzwi od pokoju otworzyły się i do pomieszczenia wszedł starszy brat. Stanąwszy w drzwiach zasłonił swoim ciałem rażące mnie promienie słońca. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego w podzięce.
-Dobrze, że nie śpisz… Musimy jechać do miasta, po części do samochodu.- niski głos chłopka sprawił że znów zachciało mi się spać. Naciągnąłem kołdrę na twarz, dając tym znak starszemu żeby dał mi jeszcze pospać. –Nie ma tak- zaśmiał się i zanim się zorientowałem leżałem na łóżku w samych bokserkach bez kołdry. Spojrzałem na niego wrogo, gdy ten śmiał się w najlepsze. – No chodź, sam nie dam rady…- rozczochrał mi włosy, co było próbą przekupstwa, dobrze wiedział że drapanie mnie, czochranie włosów itp. Działa na mnie hipnotyzująco i mogę w takim stanie ‘błogostanu’ zrobić wszystko. Spojrzałem na niego z dołu i pokiwałem leniwie głową, przecierając dłońmi zaspane jeszcze oczy. – Za 10 minut na dole…- rzucił i po chwili już go nie było. Westchnąłem wstając z łóżka.
-Ani chwili spokoju.- burknąłem rzucając bluzką w drzwi, gdzie przed chwilą stał czarnowłosy chłopak. Poczłapałem do szafy i założyłem koszulkę na ramiączka i krótkie spodenki. Zszedłem, albo raczej spełzłem po schodach i po dłuższej chwili siedziałem przy stole grzebiąc łyżką w płatkach kukurydzianych. –Ostatni dzień wakacji, a ja muszę jeździć po mieście i szukać części od samochodu- westchnąłem, wbijając znudzony wzrok w brata, który ścierał szmatką blat szafek kuchennych.
-I tak byś cały dzień przesiedział w domu i czytał książki, a tak to się na coś przydasz i mi pomożesz- chciałem mu już dogadać, ale niestety to co powiedział było prawdą. Całe wakacje przesiedziałem w domu. Czasami wychodziłem na plac zabaw i bawiłem się z dziećmi sąsiadów, a gdy wracałem mówiłem mamie, że byłem ze znajomymi… po prostu nie chciałem żeby się martwiła. Wzruszyłem jedynie ramionami wracając wzrokiem to swojego rozmiękłego posiłku.
-Cześć misiu- słodki głos mamy, spowodował, że na mojej twarzy natychmiastowo zagościł uśmiech. Kobieta nachyliła się i dała mi buziaka w policzek. Zarzuciłem ramiona na jej szyję i przyciągnąłem ją do siebie.
-Cześć mamuś- oddałem jej głośnego i mlecznego buziaka w policzek. Usłyszałem cichy chichot  brata. To, że miałem siedemnaście lat nie oznacza, że nie mogę przytulać się do mamy i nazywać ją ‘mamuś’. Spojrzałem na niego wrogo, a potem znów na mamę z uśmiechem. –Jak było w pracy?- mam była lekarzem, więc najczęściej pracowała w nocy, na drugiej zmianie i wracała rano. W dzień była w domu, co mi nie za bardzo odpowiadało.  Miała mnie wtedy na oku i widziała, że niegdzie nie wychodzę
-Ahh, dziękuję kochanie, że pytasz. Ciężko jak zawsze… Ci ludzie w ogóle nie uważają, co chwila kogoś przywozili.- pokiwała przecząco głową i poszła na górę się przebrać. Brudny talerz po śniadaniu odłożyłem do zlewu.
-A pozmywać to nie łaska? Nie będę całe życie po tobie sprzątał. Za rok idę na studia, więc przyzwyczajaj się do takich rzeczy jak ‘zmywanie po sobie’- spojrzałem na niego i po chwili zupełnie nic nie widziałem, przez ścierkę, którą chłopak na mnie zarzucił.
-Zmyję jak wrócimy…- westchnąłem zdejmując z głowy brudną ścierkę. Wiedziałem że ze strony chłopaka będą jeszcze pretensje, co do mojej nieodpowiedzialności i dziecinności, dlatego poszedłem szybko do przedpokoju i założyłem swoje ulubione czarne buty do kostek. Chwilę jeszcze stałem pod drzwiami zanim dołączył do mnie brat.
-To był ostatni raz kiedy za ciebie zmyłem młody…- westchnął, a ja posłałem mu wdzięczne spojrzenie i ucałowałem szybko jego policzek. Wiedziałem że nie znosi kiedy tak robiłem, dlatego szykowałem się na uderzenie, ale nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie, rozczochrał mi włosy, na skutek czego cicho zamruczałem. –Nie mam pojęcia po kim to masz- zaśmiał się delikatnie ciągnąć mnie za noc. Wyrwałem mu się i wystawiłem pięści w gotowości do walki. –Ooo, naprawdę tak tego chcesz ?- zapytał ironicznie i zanim się zorientował znalazłem się na trawi przygnieciony jego wielkim cielskiem. Zacząłem piszczek ze śmiechu, ale gdy nad moim nosem znalazła się jego pacha wrzasnąłem z przerażaniem, ale nadal nie mogłem przestać się śmiać.
-Ooo fulu, mógłbyś czasem się umyć… to nie pali..- zachichotałem próbując schować twarz gdziekolwiek byle żeby nie wdychać tych toksycznych oparów.  Do uszy dobiegł mnie głośny śmiech czarnowłosego chłopaka.
-Ja wiem, ze ty kochasz moje zapachy- powiedział jeszcze bardziej przyciskając swoją pachę do mojego nosa. Zakaszlałem gdy moje płuca całe wypełniły się tym odorem.  Usłyszałem śmiech mamy.
-Chłopcy, jeźdźcie już po te części i nie wąchajcie się już- radosny głos mamy, zwrócił uwagę brata, przez co lekko uluźnił uścisk. Skorzystałem w okazji i wyrwałem mu się. Łapczywie zacząłem wdychać świeże powietrze.
-Myślałem że umrę- wydyszałem poprawiając sobie włosy. Pomachałem mamie i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na chłopaka który odpalał silnik. –Cienias z siebie Cheon- zaśmiałem się zapinając pasy. Nie musiałem długo czekać aż oberwę po czubku głowy otwartą dłonią.
-Kto tu jest cieniasem, cieniasie- spojrzałem na niego z uśmiechem i oparłem głowę o siedzenie. Jak to dobrze, że go mam. Westchnąłem i włączyłem naszą ulubioną audycje radiową. Za chwilę dom znikł za zakrętem, a mu zbliżaliśmy się do sklepu samochodowego, który mój brat zwie ‘rajem’

~~

-Jezuu długo jeszcze- jęknąłem ze zniecierpliwieniem patrząc jak starszy z fascynacją przegląda włochate pokrowce na kierownice. Zero reakcji ze strony brata wprawiło mnie w jeszcze większe zniecierpliwienie i zdenerwowanie. Ile można siedzieć w takim sklepie?, takim z ubraniami to rozumiem, ale żeby dwie godziny wybierać części do samochodu. Matko, mój brat to psycholl~. Wywróciłem oczami, widząc jego wielce uradowaną minę, gdy ze sterty pokrowców wyciągnął taki z płomieniami.  Odwróciłem się na piecie i postanowiłem rozejrzeć się po całym sklepie jeszcze raz. W ciągu tych dwóch godzin, okrążyłem każde stoisko ponad tysiąc razy, poznałem ten sklep na pamięć. Wszedłem w jedną z alejek, na końcu której  znajdowały się drzwi.- Hmm.. wcześniej ich tu nie było- wyszeptałem sam do siebie rozglądając się, by upewnić się czy nikt mnie nie widzi. Niepewnie otworzyłem duże, drewniane wrota i szybko wszedłem. Pomieszczenie, w którym teraz się znajdowałem  było niemalże ogromne, jak sala gimnastyczne, jeśli nie większa. Szklany dach, powodował, że cały pokój był bardzo dobrze oświetlony.  Całe pomieszczenie podzielone było na sektory, przedzielone wysokimi półkami, na których stały zafoliowane opony, kierownice i te inne przedmioty do samochodu. Powoli udałem się do najgrubszego przedziały z dodatkami. Z zaciekaniem dotykałem świecących diod, włochatych laleczek, czy zapachowych drzewek, na których teraz skupiałem swoją uwagę. Usiadłem na plastikowych krzesełku i chwyciłem za jedno brązowe drzewko. Przyłożyłem przedmiot do nosa i wziąłem głęboki wdech. Czekolada… gorąca czekolada. Nigdy nie piłem czekolady, byłem uczulony na jakiś składnik, który w niej był, ale zawsze gdy Cheondung ją pił, przelewał mi trochę do innej szklanki, żeby mógł ją wąchać. Brzmi trochę głupio, ale to dawało mi wrażenie jakbym ją pił. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie wąchania czekolady
-To pomieszczenie jest przeznaczone jedynie dla personelu- szybko się podniosłem z krzesełka, upuszczając przy tym zapachowego dęba.
-J..ja przepraszam. Byłem ciekawy co tu jest…- kilka kroków ode mnie stał wysoki chłopak w firmowej kurtce. Najwyraźniej tu pracował. Nie był wiele ode mnie starszy, bo kojarzyłem go ze szkoły, może dwa, trzy lata. Przystojne, wysportowane ciacho za którym uganiały się wszystkie dziewczyny w szkole. Rok temu miałem obok niego prawie każdą lekcję, przez co w ogólnie nie mogłem się ruszyć, przez dziewczyny z mojej klasy, które oczywiście musiały uczestniczyć w procesie trawienia przez bruneta kanapki. Było mi wtedy go trochę szkoda, ale chyba nie miał na co narzekać. Też chciałbym żeby dziewczyny za mną latały… –Już wychodzę…- wymamrotałem i ze spuszczoną głową ruszyłem w stronę drzwi.
-Czekaj, coś upuściłeś- chłopak wziął do ręki drzewo i podszedłem do mnie
-To nie moje… Tylko wąchałem- powiedziałem pokazują palcem na miejsce z którego wziąłem zapachowy wisiorek.  Zacisnąłem głupkowato oczy, gdy dotarło do mnie, że właśnie powiedziałem „tylko wąchałem” . Mimo tego co powiedziałem, chłopak wyciągnął rękę i schował drzewko do kieszeni moich spodni.
-Też lubię czekoladę. Zachowaj to dla siebie…- pokazał głową na moją kieszeń. –Mogą mnie za to wylać, więc ciii- zaśmiałem się i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, pomachał mi dłonią i znikł pomiędzy regałami. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z pomieszczenia.
-Boże Tae, gdzieś ty się szlajał, prawie zawału dostałem- Cheon objął mnie ramionami sprawdzając czy jestem cały. –Głupek z ciebie młody. – szturchnął mnie łokciem.
-Hej Thunder zapomniałeś pokrowca- jakiś facet pomachał torebką w naszym kierunku. Nie lubiłem gdy ktoś nazywał go Thunder, miał na imię CheonDung i tak powinni na niego mówić. Wywróciłem oczami widząc z jakim szczęściem starszy biegnie odebrać swoją własność.  Nie czekając na niego wyszedłem z budynku i oparłem się o ścianę oczekując brata. Gdy wyszedł pierwsze co usłyszałem to ekscytacje nowo zakupionym futerałem. Jednak wybrał miękki w dotyku, czarny pokrowiec, nie wiedziałem że stać go na tak dobry wybór. Kiwnąłem głową by potwierdzić fakt że jego zakupiony przedmiot zalicza się do tych udanych.
-A Ty?. Kupiłeś coś sobie?
-Ja? - pokazałem palcem na siebie. –Nie, nic nie kupiłem- powiedziałem kręcąc przecząco głową. Schowałem dłonie do kieszeni spodni. Mocniej ścisnąłem zapachowe drzewo z delikatnie namalowanym uśmiechem na twarzy. Wsiadłem do samochodu i zapiąłem się pasem. O nie! Zapomniałem mu podziękować. Westchnąłem i walnąłem głową o tapicerkę. Usłyszałem cichy śmiech kierującego chłopaka, ale nie zareagowałem. Trudno podziękuję mu w szkole…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz