piątek, 23 listopada 2012

JongKey~


Postanowiłam wrzucić w końcu jakieś JongKey, choć szerze mówiąc nie jestem przekonana co do tego opka, ale obiecałam komuś, że go wrzucę, więc słowa dotrzymam : D. Jeśli ktoś miałby ochotę popisać, poznać mnie, jestem dostępna na gg: 36460893 : DDDD






-Dlaczego mnie ignorujesz?!- rozpaczliwy głos chłopaka, rozbiegł się szybko, po pustej Sali prób, która jeszcze przed chwilą Pękala w szwach, do momentu, w którym zadzwonił dzwonek, ogłaszający przerwę w nagraniu. Na środku hali zostało dwóch chłopaków, jeden z nich stał odwrócony tyłem do drugiego , natomiast ten wpatrzony w plecy bruneta stał cały drżąc. – Dlaczego to robisz ?!- po policzku zdenerwowanego spłynęła łza. Brunet delikatnie obrócił twarz, na tyle by chłopak stojący za nim, mógł widzieć, że jest speszony i przybity sytuacją, która ma teraz miejsce. – Jestem aż takim gównem dla ciebie, że nawet spojrzeć w oczy mi nie możesz tak!?. Dobrze…. Już nie musisz się z tym męczyć- głos chłopaka z każdym słowem stawał się coraz cichszy. Zero reakcji ze strony drugiego spowodowały potok łez u chłopaka z tyłu. Niepewnym ruchem obrócił się i powolnym krokiem wyszedł z hali. – Dupek…- wyszeptał zamykając za sobą drzwi, przecierając rękawem swetra mokre od kilku łez policzki. Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu zanim wyszedł.
Korytarze, pełne kamer i ludzi, pomagających zorientować się i odnaleźć w tym bałaganie, uniemożliwiały brunetowi znalezienie chłopaka, który właśnie płakał, przez niego. Przepchał się przez wszystkich scenarzystów i innych pracowników wyszedł na dziedziniec. Zielona trawa, była ledwo widoczna, przez grubą warstwą liści, które cały czas spadały z drzew. (Brunet lubił wpatrywać się w spadające liście, czy płatki śniegu, czuł wtedy, ze czas płynie wolniej, by on mógł przyjrzeć się każdemu płatku śniegu, liściu, by dostrzec wyjątkowość każdego z nich i zobaczyć, że żadne z nich nawet w minimalnym stopniu nie są do siebie podobne, ani idealne. To mu przypomniało, że niema nic perfekcyjnego i dzięki temu szybko zakochiwał się w rzeczach, które nie były idealne, i trzeba było je naprawić, by było dobre, a naprawa sprawiała mu największą radość. Uważał, że na świecie nie ma rzeczy/osób idealnych, ale to zmieniło się tak szybko, przez co brunet zagubił się we własnych uczuciach i myślach. Wszystko przez to, że zobaczył kogoś idealnego, perfekcyjnego…” Onew jak zawsze zapomniał wynieść śmieci, kiedy była jego kolej. Nie chciałem żeby znów była afera z tym, że jesteśmy bałaganiarzami , więc postanowiłem zrobić to za niego. Przeszedłem po wszystkich pokojach żeby zobaczyć, czy śmietniki są już opróżnione. Został mi tylko pokój Kibuma. Drzwi do jego sypialni były uchylone, więc po cichu wślizgnąłem się i poszedłem w stronę kosza, ponieważ zobaczyłem, że tam śmietnik był pełen. Gdy byłem już przy koszu, moja uwagę przykuły drzwi do prywatnej łazienki Kima, które były uchylone. Podczas gdy tam patrzyłem, w drzwiach stanął Key. W pół nagi, na sobie miał jedynie krótkie szorty, musiał przed chwilą brać prysznic. Jego skóra błyszczała się, na jego ramieniu było milion małych kropelek wody, które błyszczały się niczym małe gwiazdki. Powoli wyprostowałem się, nie mogąc oderwać wzroku od idealnego ciała Kibum.  Wytwórnia kazała nam zrobić wielki szum wokół JongKey, ale nigdy nic nie czułem naprawdę do tego chłopaka. Robiliśmy tylko swoje, przytulanie się do niego, dawanie całusów w policzek  nie było dla mnie czymś przez co nie mogłem spać, było…zwykłe. Ale teraz to wszystko się zmieniło i sam nie wiem dlaczego. W jednej chwili chcę wyrzucić jego śmieci, a teraz chcę go mieć przy sobie. Chcę go przytulić, ucałować w policzek i sprawić by czuł się bezpieczny. Mokre kosmyki jego włosów, opadały na jego czoło i uczy, które chciałem odgarnąć. –J-Jong?- jego głos nie brzmiał tak jak kiedyś, nie wiem, czy sam dopiero teraz to zauważyłem, czy on go zmienił, ale jego ton, był najmilszą melodią dla moich uszu. –Co T-Ty tu robisz?- jego oczy był pełne strachu i zawstydzenia, gdy zauważył, że jego klatka piersiowa jest naga, szybko założył na siebie T-shirt, i dopiero wtedy mogłem myśleć. Nie wiem co się wtedy ze mną działo. –J-ja chciałem wyrzucić śmieci- wymamrotałem i sam nie wiem kiedy Kibum znalazł się w moich objęciach. Czułem ulgę mogąc odgarnąć jego włosy z jego czoła i uszów. Jego usta były słodkie, miękkie, po prostu idealne, tak jak każda inna część jego ciała. Od tego czasu JongKey stało się realne, było prawdziwe i nie musieliśmy nikogo oszukiwać….Ale teraz wszystko jest źle. Wytwórnia wymyśliła JongTae. Wszystko znikło tak szybko jak się pojawiło. Nie mogłem już publicznie okazywać uczuć Key, a w domu zespołu, już nawet sam nie wiem dlaczego, ale zacząłem unikać Kibuma, nie chciałem cierpieć…JongKey się skończyło, ale nie chciałem tego, naprawdę nie chciałem”…  ) Na ławce pod drzewem siedział płaczący chłopak z kolanami mocno przyciśniętymi do klatki piersiowej. Brunet rozpoznał w tej postaci swój…ideał. Wziął głęboki oddech i z rękami w kieszeni ruszył w stronę ławki. Blondyn czując, że coś zasłania mu promienie światła podniósł wzrok, lecz gdy na drodze napotkał duże, ciemne oczy szybko odwrócił wzrok, speszony. Brunet usiadł w milczeniu obok szczupłego chłopaka, który niepewnie wbił wzrok w koszulkę drugiego. Chłopak, tak samo jak brunet nie wierzył w ideały, dopiero od jakiegoś czasu, zaczął dostrzegać w przyjacielu oznaki tego, że może być jedynym dowodem, na istnienie czegoś idealnego. „Wyszedłem spod prysznica i szybko zarzuciłem na siebie swoje ulubione szorty. Podszedłem do lustra, które było naprzeciwko drzwi, alby poprawić włosy. W lustrze zobaczyłem, że w pokoju jest Jonghyun. Od razu odwróciłem się i wbiłem wzrok w jego oczy. Nie były takie jak zawsze. Były podobne, do jego wzroku podczas scenek JongKey dla fanów, ale to spojrzenie było jakby…prawdziwe. Nie wiem kiedy to się stało, ale po chwili byłem w objęciach Jjonga i pozwalałem mu dotykać moich włość, czoła, uszów. Jego usta były idealne, nie ma innego słowa, które mogłyby opisać jego usta,  ich miękkość, delikatność . Nie udawałem już tego co czułem do Jjonga, bo teraz to już było prawdziwe. Każde spojrzenie, każdy dotyk, były najbardziej prawdziwe w moim życiu. ~ Teraz już nic nie ma, nie ma magii dotyku, magii słowa…magia nie istnieje. Istnieją tylko sztuczki magiczne, którą są… sztuczne. Nigdy jej nie było…magii. JongKey, zmieniło się w JongTae. Zamiast szczęścia wdarł się ból i cierpienie. Widok Jjonga i Taemina, nie był prosty, ale musiałem to wytrzymać. To, że Jonghyun mnie ignorował bolało najbardziej…”  Oczy bruneta świeciły się jak zawsze jakby w jego źrenicach zamieszkało tysiąc małych świetlików. Promienie zachodzącego słońca podkreślały jego delikatne rysy twarzy. Chłopak niecierpliwie przegryzł swoje wargi, które były dla Key nadal idealne. Kropelki potu, przyczepione do włosów bruneta, były dla Kima niczym małe diamenty, których za nic by nikomu nie oddał. Każdy kłębek włosów chłopaka był dla niego czymś w rodzaju skarbu. Uśmiech, który często był na twarzy bruneta, był dla niego zachętą do życia, mimo, że nie był dla niego. Jeden uśmiech wystarczył, by chłopak nie czuł się zmęczony, zły, czy też smutny. Brunet był po prostu dla niego….lekarstwem, które już nigdy nie miało się przeterminować.
-To nie miało być tak Bummie-  Key obserwował jak płynnie usta bruneta poruszały się, a jego słowa trafiają do jego ucha. –Wiesz, że ja Cię nadal..- Jjong nie dokończył, ponieważ Kibum wbił się w jego usta.
-Ja Ciebie też nadal kocham  Jjongie- Kibum wyszeptał od razu gdy oderwał się od chłopaka. –Ale to nie to samo – kontynuował. Gdy usta Jonghyuna otworzyły się, by przerwaćblondynowi, ten przyłożył palec wskazujący do miękkich i drżących ust Kima. Nie spuszczając palca kontynuował – To nie to samo. JongKey już się skończył, teraz czas na JongTae- słowa nie wychodziły z łatwością z ust Key. –Kocham Cię, bardzo… i dlatego, że Cię kocham…zdecydowałem się, żeby…odejść z zespołu…Tak będzie lepiej dla Ciebie i dla mnie. Nie chcę zanieczyszczać atmosfery swoim smutkiem. Chce żebyś tylko wiedział, że byłeś, jesteś dla mnie i będziesz jedynym którego tak bardzo kochałem.. – Kibum nachylił się i musnął wargami mokry od łez policzek Jjonga. – Żegnaj mój ideale- powiedział ostatni raz smakując jego ust. Z trudem oderwał się od niego i udał się w stronę taksówki, która już na niego czekała. Brunet próbował przedłużyć pocałunek, ale nie udało mu się. Dopiero gdy nie czuł już na swoich wargach ust Kim otworzył oczy. Od razu wstał i ruszył w stronę Kima, zatrzymując go, łapiąc go za rękę. Chłopak wyślizgnął się, jednocześnie wciskając Jonghyunowi karteczkę w dłoń. Odwrócił się, aby ostatni raz zobaczyć jego idealne rysy. Siedząc już w taksówce, zza szyby pokazał dłońmi,  na swojej prawej stronie klatki piersiowej serduszko, po czym taksówka odjechała z piskiem opon. Brunet pobiegł za samochodem, ale po chwili stanął i odprowadził taksówkę spojrzeniem do najbliższego zakrętu. Rękawem swetra wytarł wilgotne policzki. Serce Kima biło jak szalone, zaraz miało mu wyskoczyć. Miał ochotę usiąść na chodniku i krzyczeć, krzyczeć tak głośno żeby stracił glos, żeby stracił życie…życie bez Key, bez jego ideały nie było życiem, było więzieniem. Z ręki wypadała mu karteczka, która wręczył mu Key.  Schylił się siadając na krawężniku i popatrzył na kopertę. W jednej chwili na jego twarzy zagościł uśmiech.
„Dla mojego ideału
Po chwili patrzenia na te nakreślony kilka słów rozwinął kartkę. Brunet siedział na krawężniku i czytał ostatnie słowa Kibum skierowane do niego. Co chwila przerywał cichy szloch, na uśmiech…

1 komentarz:

  1. Moje serduszko cierpi, czemu musiałaś to tak zakończyć. T^T
    Buhuhuhu...
    Aż nie wiem którego mi bardziej szkoda. Chociaż w sumie to obydwu.
    Biedne misie zasługują na szczęście, koniec tematu~

    OdpowiedzUsuń